sobota, 16 stycznia 2016

Koniec jest zaledwie początkiem

To nie była łatwa decyzja, długo o tym myślałam i postanowiłam. To koniec tego bloga. No nie do końca. Nie jestem zadowolona z pierwszych rozdziałów i postanowiłam napisać jej jeszcze raz. Dlatego przenoszę się na Wattpada, gdzie będę pisać więcej opowiadań. Zdaję sobie sprawę, że nie miałam tu oddanych i stałych czytelników, ale czuję potrzebę umieszczenia tu wyjaśnienia. Także żegnam was i dziękuję wszystkim którzy to przeczytali i tym którzy skomentowali chociaż jeden rozdział. Jesteście cudowni,
Mój Wattpad: https://www.wattpad.com/user/MiriamBloging
Nie ma jeszcze żadnych tekstów, ale jestem w trakcie pisania. 
Ciao kochani :*

niedziela, 18 października 2015

Przerwa

Rozdział co tydzień.....no taaak. Niestety szkołą dała mi popalić od samego początku tak więc nic z tego nie wyszło. Wiem, że nikogo to nie obchodzi, ale....biorę wolne. Do końca roku. Napiszę kilka rozdziałów do przodu i może wtedy będą się pojawiały regularnie.
Naprawdę przepraszam (Miriam kogo przepraszasz przecież nikogo to nie obchodzi)
Ciao :*

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 6 Komu w drogę temu czas

Hello, dzisiaj mam dla was rozdział, który powinnam była wstawić jakieś 4 miesiące temu. Przepraszam....ale powróciłam i....dalej nie mam weny...Apollo ewidentnie się na mnie pogniewał :( W każdym razie w tym rozdziale dowiecie się kilku ciekawych rzeczy o Lily i jej przeszłości. Więc nie przedłużając:

Ten rozdział dedykuje Córce Plutona (nawiasem mówiąc kocham twojego bloga i jesteś dla mnie inspiracją, bo chciałabym pisać tak jak ty)


LILY

Biegłam na oślep, nie oglądając się za siebie. Nienawidzę jej, nienawidzę całego tego durnego obozu i nienawidzę mojego życia. Zabrzmiało to trochę depresyjnie, ale trudno. To może brzmieć dziwnie. Byłam wściekła, bo Annabeth obraziła Nyks. Ale to przelało czarę. Nogi, a właściwie łapy same niosły mnie w stronę Hadesu. Zabawne, bo to miejsce, którego wszyscy się boją, a ja biegłam tam teraz. Teraz kiedy miałam ochotę płakać. Dla jasności nie robię tego często. Czemu nie przeniosłam się cieniem? Chciałam rozładować emocje, a bieganie idealnie się do tego nadaje. Biegłam i biegłam. Nie chciałam się się zatrzymywać.Więc biegłam, a rytmiczne uderzenia łap o ściółkę sprawiły, że mój oddech stał się równy, a krok dłuższy. Już po chwili byłam gotowa na przemianę. Więc czemu się nie zmieniłam? Bo nie chciałam. Kiedy jestem wilkiem jestem naprawdę wolna. Mogę biec gdzie chcę, robić co mi się podoba. Co bym straciła zostając taka na zawsze? Ojca, którego nic nie obchodzę, macochę, która mnie nienawidzi, herosów, którzy mnie nie akceptują, dawnych przyjaciół, którzy mają mnie gdzieś i już o mnie nie pamiętają. Rzeczywiście jest do czego wracać. Ale z drugiej strony są Nico, Maja i Siwa. To oni dają mi siłę, to dzięki nim nie uciekam na zawsze. Mimo to dalej biegłam, dalej byłam wilkiem. Nadal zmierzałam w stronę Tartaru, w stronę mojego domu. Po chwili zmieniłam się w człowieka i gwizdem przywołałam Kamelię. Przybiegła natychmiast. To nie jest zwykły koń. Wszyscy znają Ariona, syna Ceres i Neptuna. Ale on jak wszyscy ma swojego greckiego odpowiednika. Chejron ma Lupę, Neptun - Posejdona, Ceres - Demeter, a Arion - Kamelię. To dwa różne konie o takich samych umiejętnościach. Wsiadłam na nią i popędziłam ją do galopu. Wkrótce dotarłyśmy na miejsce. Zeskoczyłam z jej grzbietu i weszłam. Ruszyłam w stronę Styksu, a Charon powiedział:
-Żywi nie mają tu wstępu. Wróć kiedy...
-Umrę. Tak, tak wiem. Ale na twoim miejscu bym mnie przewiozła, bo moja mamusia będzie zła, że utrudniasz jej kontakt ze mną. Wiesz, że ona tego nie lubi.
-Ooo....to ty.
-Ja - uśmiechnęłam się - ta która załatwiła ci podwyżkę.
-Ach no tak. Dokąd sobie panienka życzy.
-Jeden kursik do pałacu Nyks proszę
-Robi się
Kiedy tylko dopłynęliśmy wyszłam z łodzi i bez słowa pobiegłam do sali tronowej. Większość śmiertelników nie jest w stanie tam przebywać. Ale ja nie jestem typową śmiertelniczką. Dom Nocy to mój dom. Wpadłam do sali tronowej niczym huragan, a bogini wstała z tronu, skurczyła się do rozmiarów przeciętnej kobiety i rozłożyła ręce. Niewiele myśląc rzuciłam się w jej ramiona, a ona  przytuliła mnie do piersi.
-Cśśśś - wyszeptała
-Czy to prawda? - popatrzyłam na nią ze łzami w oczach - Czy to prawda, że chcesz powstać przeciwko bogom?
Milczała.
-Czy to prawda?!
-Tak - powiedziała cicho
-Czemu?
-Nie zrozumiesz tego, ale muszę
-Fajnie, czyli kolejna wojna
-Tak, ale ty musisz walczyć z resztą herosów
-Nie ma mowy. Mam ich wszystkich gdzieś. To ty mnie wychowywałaś.Jesteś dla mnie jak matka. Jesteś jedyną boginią, która kiedykolwiek zajmowała się śmiertelnikiem. Jesteś wyjątkowa.
-Musisz
-Ale...
-Nie ma ale...
-ALE nie mogę walczyć przeciwko tobie.
-Powtarzam ci, że musisz i...
-I?
-I możliwe, że to ty będziesz tą, która mnie pokona.
-Nie chcę
-Wiem, ja też. Chcesz tu przenocować?
-Bardzo
Chwilę później siedziałam na łóżku w mojej starej sypialni. Nie pytajcie jak wygląda. Gdybyście się tu znaleźli zobaczylibyście tylko...ciemność, ciemność i mgłę. Dobra chyba należą wam się wyjaśnienia. Urodziłam się i wychowałam w Tartarze. No i co z tego. Poza tym nie przez całe dzieciństwo. A no i jestem wilkokrwistą. Nie mylić z wilkołakiem. To coś zupełnie innego, chociaż ludzie przestali rozróżniać te dwa gatunki. Ale to nie zmienia faktu, że w pełnię muszę zmienić się w wilka dlatego nie możemy wyruszyć za tydzień. Właśnie, trzeba pomyśleć o misji. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam plecak z czarnej skóry, który miał tę właściwość, że nie dało się do zniszczyć. Po chwili namysłu wyciągnęłam też magiczną suknie do matki. Jest niesamowita - niezniszczalna i zamienia się w taki strój jaki jest najbardziej potrzebny. Przebrałam się w piżamę i poszłam spać. Następnego dnia wyruszyłam w drogę powrotną.


Maja

 Usłyszałam pukanie. Podeszłam do drzwi spodziewając się zobaczyć Lily niestety zamiast mojej przyjaciółki zobaczyłam Franka.
-Czego chcesz? - zapytałam
Dla jasności widziałam całe zajście z okna. Co za dupek. Widziałam jak całuje tą dziwkę. A Lily ucieka. Biedna.
-Ja, ja chciałem pogadać - powiedział - wiem ze przyjaźnisz się z Lily a...a ja ją lubię i...
-Ty dupku, ty skończony kretynie jeden - walnęłam go w twarz - Czy ty nie masz wstydu? Najpierw całujesz ta lafiryndę, a teraz przyłazisz tu. Co, córunia Afrodyty dała ci kosza więc przypomniałeś sobie o Lily? Wypierdalaj stąd w trybie natychmiastowym idioto.
Walnęłam go po raz kolejny Po czym wypchnęłam go za drzwi. Kopniakiem wywaliłam go na trawnik, gdzie właśnie stała Lily
-Li-lily, hej ja...ja chciałem ci powiedzieć - podniósł się z ziemi - że bardzo cię lubię i chciałbym... Córka Persefony wymierzyła mu lewego sierpowego, a ten głupi ogr się przewrócił. Może nie wygląda, ale moja przyjaciółka jest naprawdę silna.
-Zamknij się - warknęła, a następnie podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła
-Wszystkiego najlepszego - powiedziała
-Pamiętałaś
-No pewnie i nawet mam coś dla ciebie - wyciągnęła z kieszeni coś wspaniałego, biały kamień oprawiony w ciemny metal - nie zapakowany ale...
Nie dałam jej dokończyć bo rzuciłam się na nią i przytuliłam
-Jesteś najlepsza szepnęłam
Mruknęła coś niewyraźnie zabrzmiało to jak ,,gdybyś wiedziała"
-Mówiłaś coś?
-To ty jesteś najlepsza
-Jaaaasne
                                                                          ***

Wieczorem postanowiłam zorganizować imprezę. No w końcu 15 urodziny...Lily nazywa to quinceañera mówi że w jej kraju, rodzina Lily pochodzi z Kolumbii, ale przez większość życia mieszkali w Argentynie, to bardzo ważne. Jednak kiedy kończyła 15 lat uciekała i nie mogła jej obchodzić. Twierdzi, że jej na tym nie zależało, ale ona kocha latynoskie tradycje i wiem, że mimo wszystko chciałaby mieć taką imprezę. Może zorganizuje jej coś takiego na następne urodziny. Wiem że to nie to samo, ale co się stało to się nie odstanie.
Lily przyszła do mnie wcześniej i pomogła mi się przygotować. Już wkrótce stałam w pięknej błękitnej sukience do kolan, moja przyjaciółka miała nieco krótsza czarną sukienkę bez rękawów.
-Pięknie wyglądasz - powiedziała
-I ty tez
-Tak, jasne
Roześmiałyśmy się. Wkrótce zaczęli przychodzić goście. Susan, James Percy i Nico, Annabeth, Brian, Travis i Connor, Piper, Jason i Leo, zabawa się rozpoczęła. Lily siedziała pod ścianą i z uśmiechem patrzyła jak jestem zmuszana do tańca. W końcu udało mi się na chwilę usiąść.
-Jak się bawisz - spytała córka Persefony
-Pić - powiedziałam tylko
Uśmiechnęła się i podała mi szklankę.
Nagle zobaczyłam kogoś kogo nie powinnam. Frank podszedł do nas
-Lily to co wtedy widziałaś to, to nic nie znaczyło. Ja ja cię bardzo lubię i myślę że ty też mnie lubisz i jeśli dasz mi szansę możemy być szczęśliwi
-Pff, skąd pomysł ze cie lubię?
-Powiedz mi, że nie chcesz mnie teraz pocałować
-Nie chcę cię teraz pocałować
-Udowodnij
Zacisnęła dłonie w pięści i wstała i podeszła do stojącego najbliżej Jamesa i złączyła ich usta. Oderwała się od niego i wróciła do na.
-Taki dowód ci wystarczy - spytała Franka
Milczał i patrzył na nią...ze smutkiem? Pff dobrze mu tak ale..ona też nie wyglądała na szczęśliwą. Podszedł do nas James
-Em Lily....zatańczysz?
-Jasne - powiedziała siląc się na uśmiech.
Ktoś kto jej nie znał pomyślałby, że jest szczery, miała wprawę w udawaniu szczęśliwej, ale ja dobrze ja znałam. Odeszli a muzyka zwolniła.Frank patrzył na nią cały czas
-Co ci? - zapytałam
-Ja ją kocham - odpowiedział i wyszedł
Nie miałam czasu tego przemyśleć, bo do tańca poprosiła mnie kolejna osoba
***
Impreza bez alkoholu to nie impreza. Przynajmniej takie zdanie ma większość herosów, zwłaszcza dzieci Hermesa. Lały się hektolitry różnych trunków. Lily piła dużo co było bardzo nie w jej stylu. Siedziała na kanapie i całowała Jamesa, który wyglądał na zachwyconego, a Frank siedział niedaleko patrząc na nich i pijąc piwo za piwem. Nico i Percy szybko się ulotnili, nie miałam im tego za złe sama chętnie bym stamtąd  uciekła. Ale organizatorce nie wypada wychodzić w połowie imprezy.
***
Tydzień minął jak mrugnięcie oka. Zajęcia odbywały się jak zwykle. Jedyną różnicą było to, że zwiększono liczbę treningów szermierki i łucznictwa. Czułam się wyróżniona mogąc prowadzić te zajęcia. W końcu było wiele osób, które spędziły więcej czasu w obozie i miały większe doświadczenie w walce. W każdym razie ja i Lily miałyśmy ręce pełne roboty, więc brakowało nam czasu na wymyślenie sposobu na ukrycie faktu, że w pełnię zamieni się w wilka. Na szczęście się udało.
***
We wtorek od rana Lily rozpierała energia, biegała po lesie i całym obozie. Wszędzie było jej pełno. Koło południa jakoś wlazła na swój domek i przez całe popołudnie biegała po dachach. Wieczorem udało mi się ściągnąć ją na ziemię i zaciągnąć do lasu, gdzie stworzyłam postać z mgły. Wyglądała dokładnie jak moja przyjaciółka. Gdy ta przemieniła się w wilka, wyszłam z lasu w towarzystwie mojego tworu. Mglista córka Persefony miała troszkę sztywne ruchy, ale na więcej liczyć nie mogłyśmy. Lily przemykała między drzewami w wilczej postaci. Ruszyłyśmy w stronę sosny Thalii.
-No nareszcie, co tak długo? - zapytała Annabeth
Wzruszyłam ramionami. Na policzku córki Ateny nadal widniał czerwony ślad. Uśmiechnęłam się w duchu, Lily umie nieźle przywalić. Chociaż nie chciała powiedzieć czemu ją uderzyła. Ale ona często ma jakieś tajemnice. No cóż...ona już taka jest.
-No dobra, a zatem jesteśmy w komplecie. Ruszajmy! - powiedział Percy
***
Szliśmy całą noc. Co jakiś czas rozlegało się wycie. Oczywiście wszyscy byli tym poddenerwowani. Rano Lily wyłoniła się zza drzew już jako człowiek. Szybko zlikwidowałam jej sobowtóra. Uśmiechnęła się do mnie, wiedziałam, że świetnie się bawiła. 
W centrum wsiedliśmy do busa, który miał nas przewieźć przez pół drogi do Hadesu. Usiedliśmy w ostatnich rzędach i każdy zajął się sobą. Nico i Pery rozmawiali przyciszonymi głosami, na ustach Nico błąkał się cień uśmiechu. Robert i Frank o coś się kłócili, Annabeth czytała jakąś książkę o architekturze, a Lily założyła słuchawki i puściła muzykę na tyle głośno, że słyszałam lekki pogłos. Oparłam się o szybę i zapatrzyłam się na przemykające za oknem drzewa. A więc jedziemy do Tartaru, nie mogę w to uwierzyć. Tartar...piekło...najgorsze miejsce świata. Próbowałam porozmawiać o tym z córką Persefony, ale ona nie chciała i szybko zmieniała temat. Muszę od niej wyciągnąć o co chodzi. Jestem pewna, że ona już tam była, chociaż nie chce się do tego przyznać.W innym wypadku nie miałaby powodu żeby unikać rozmowy o tym. Lily zawsze była skryta. Pogrążyła się we wspomnieniach. Jako córka Hekate zawsze widziałam przez Mgłę, ale nie rozumiałam tego świata, myślałam, że mi odbiło...ona pomogła mi zrozumieć. Zawsze była wyjątkowa. Wiedziała wszystko o potworach i....miała broń. Odkąd pamiętam zawsze nosiła ze sobą sztylet. Kiedy atakowały nas potwory zabijała je zawsze w bardzo widowiskowy sposób. Podziwiałam ją. Byłyśmy nierozłączne, dopóki nie uratowała mnie przed armią potworów. I uciekła. Przed tym byłyśmy nierozłączne i teraz znowu jesteśmy. I bardzo się z tego cieszę. Nigdy nie miałam lepszej przyjaciółki.
***
Całą drogę przebyliśmy spokojnie. Jechaliśmy przez prawie 24 godziny. Po wyjściu z pojazdu poczułam ogromną ulgę. Nie znam się na geografii, więc nie wiedziałam gdzie byliśmy, ale ruszyliśmy dalej na zachód. Próbowałam rozmawiać z Lily, ale ona była nieobecna. Wpatrywała się w przestrzeń i odpowiadała półsłówkami. Denerwowało mnie to. Bałam się...Tartar....to piekło...jak mamy tam przeżyć...nie chcę tam trafić. Potrzebuję jej wsparcia, a ona mnie ignoruje. I nie chce powiedzieć dlaczego.
***
Szliśmy kolejne dwie godziny i wszyscy byliśmy zmęczeni. Ale Annabeth, która nie wiedzieć czemu uznała się za dowódcę. Ona jest nie do zniesienia. Strasznie się rządzi i ma naprawdę ogromne ego. Uważa, że jest najlepsza, bo tak długo mieszkała w obozie
-Ann! Zatrzymajmy się na noc - jęknął Percy
-Popieram - powiedziałam
Lily i Nico tylko pokiwali głowami.
-Jeszcze chwilę - odparła
-Czemu to ty masz dowodzić? - spytałam
-Bo spędziłam w obozie najwięcej czasu
Lily prychnęła.
-I co z tego?
-To, że mam największe doświadczenie
Córka Persefony parsknęła.
-Jasne
Mierzyły się wzrokiem. Annabeth była nieco wyższa i tak silna jak moja przyjaciółka, ale z doświadczenia wiem, że córka Ateny mogłaby ciężko znieść bójkę.
-Spokojnie - odezwał się Nico - Żadna z was nie powinna dowodzić. W przepowiedni to Percy został wymieniony jako pierwszy.
Wszyscy się zgodziliśmy.
***
Rozbiliśmy obóz na leśnej polance. Mieliśmy trzy namioty. Ja, Lily i Annabeth dostałyśmy jeden, a chłopaki dwa pozostałe. Nie chcę wiedzieć co się będzie działo w namiocie, który dostaną Percy i Nico.


Nico

Miałem dzielić namiot z Percy'm...bogowie trzymajcie mnie. Mój żołądek postanowił chyba zostać baletnicą, a mój chłopak tylko głupkowato się szczerzył. Mój chłopak...to brzmi tak dziwnie, dziwnie ale jednocześnie cudownie. W końcu to o tym marzyłem odkąd go poznałem.
Usmażyliśmy wzięte ze sobą kiełbaski, nie zapominając o ofierze dla boskich rodziców. Pożegnaliśmy się i rozeszliśmy do swoich namiotów.


Dadadam....Mam nadzieję, że nie było tragicznie. Wiem, że ten rozdział był potwornie nudny...no nic
Nie będę się rozpisywać....Tak więc żegnam i idę pisać kolejny rozdział
Ciao :*

niedziela, 23 sierpnia 2015

Powracam i przepraszam

Hej! Dzień dobry...tu Miriam...ktoś tęsknił?...ktoś mnie jeszcze pamięta? Nie? No trudno.
Chciałabym was bardzo, ale to bardzo przeprosić za brak postów. No ale najpierw były sumatywy, a potem wakacje i wyjazdy, czyli brak komputera, internetu albo w ogóle prądu. Do tego brak weny i aż wstyd się przyznać, ale też lenistwo. Niemniej nowy rozdział jest już napisany w moim magicznym zeszyciku i zostanie wstawiony już dzisiaj.
A tak bardziej ogólnie to postaram się wstawiać rozdział najrzadziej raz w tygodniu. Może mi się to nie udać, ale będę się starać.
Mam nadzieję, że ktoś tu powróci żeby czytać moje wypociny. Zdaję sobie sprawę, że moje umiejętności literackie pozostawiają wiele do życzenia.
Jeszcze raz bardzo was przepraszam...:( Nie bijcie (dobra wiem, że wszyscy mają w dupie czy napisałam coś czy nie).

Ok...tak więc dla wytrwałych, którzy przeczytali całość (czyli zapewne dla nikogo) łapcie mojego maila, gdyby ktoś, coś ode mnie chciał. Na przykład zamówić jakieś opowiadanie, podsunąć jakiś pomysł do historii, zaproponować jakąś postać, wyżyć się na mnie albo z nudów pogadać...no whatever :)

miriambloging@gmail.com
Ambitnie wiem :D

No i to by było na tyle :) Wyczekujcie dzisiaj rozdziału

Kocham i przepraszam
Miriam <3

środa, 6 maja 2015

Rozdział 5 Przepowiednie



 Powracam z kolejnym rozdziałem. Udało mi się go wstawić już dzisiaj z czego się bardzo cieszę, nie wiem jak wy. Z góry przepraszam za wszelkie błędy, których może być więcej niż zazwyczaj, zwłaszcza jeśli chodzi o interpunkcję ze względu na to, że większość pisałam na telefonie. 

Ten rozdział dedykuję mojej przyjaciółce, która aktualnie jest we Włoszech i nie ma dostępu do internetu oraz Niebieskiemu Ciasteczku (uwielbiam twojego bloga *-*)

 

 Lily

Siedzieliśmy tam prawie dwie godziny. Chłopak dokładnie oglądał każdą broń. Widać było, że się na tym zna. W końcu wypatrzył machairę ze stygijskiego żelaza. Nazywał się thanatiforos, czyli śmiercionośny. Jeszcze lepsza nazwa niż mojego – Katifeia – mrok.
Pokazałam chłopakowi resztę obozu i ruszyłam na spotkanie z Mają. Kiedy weszłam do trzynastki zastałam moją przyjaciółkę siedzącą na moim łóżku i bawiącą się zamieniając poduszkę w kota i na odwrót. Podkradłam się do niej i szepnęłam jej do ucha:
-Fajny kot, ale wiesz wolę psy.
Podskoczyła i spojrzała na mnie.
-Co jest? – spytała
-Nic
-Serio – wskazała na moje włosy
Złapałam za kosmyk. Były różowe. Ghh…. Głupie włosy. Skupiłam się i przybrały swój normalny, czarny kolor. Czemu moje włosy muszą zmieniać kolor? Znaczy dobra czasami się to przydaje, ale Zazwyczaj tylko mnie to denerwuje.
Serio – powiedziałam – Nic mi nie jest
Westchnęła.
-Przecież widzę, znam się. Hm… Zakochałaś się
-Nie
Spojrzała na mnie wymownie. Westchnęłam.
-Tak
-W tym Franku?
Wolno pokiwałam głową. Gadałyśmy i gadałyśmy. Właśnie rozważałyśmy pójście na plażę, ale do domku przyszedł Brian.
-Chejron cię wzywa Lily – powiedział i natychmiast uciekł
-Podobasz mu się – mruknęła Maja
-Ta jasne
-No tak. Dobra widzimy się na ognisku
***
Kwadrans później wyszłam z Wielkiego Domu i ruszyłam w stronę areny do szermierki. Czekała tam grupka herosów. Dostrzegłam wśród nich Franka i Roberta, którzy wyraźnie się kłócili.
-Gdzie jest Percy? – zapytał ktoś
-Otóż Chejron postanowił rozdzielić zajęcia pomiędzy mnie i Percy’ego. Więc dzisiaj ja będę was uczyć szermierki – odparłam
Frank spojrzał na mnie z podziwem.


Maja

Kocham ten obóz i cieszę się, że jestem tu razem z Lily. Dobrze mieć koło siebie przyjaciółkę. Najlepsze zajęcia to zdecydowanie łucznictwo. Łuki są świetne. Nadają się i do walki z bliska i z daleka.
Po wyjściu Lily udałam się na zajęcia, a gdy po powrocie nie zastałam jaj ani w jej domku ani w moim postanowiłam udać się do miejsca, które odwiedzała aż za często. Spędzała tam cały wolny czas. Weszłam do stajni. Dziewczyna stała w ostatnim boksie i gładziła po pysku siwego konia.
-Fajny – powiedziałam
Odwróciła się w moją stronę przerywając głaskanie konia. Ten prychnął i trącił jej dłoń pyskiem.
-No już mała – mruknęła wracając do przerwanej czynności – Jak mnie tu znalazłaś? – to pytanie było skierowane do mnie.
Wzruszyłam ramionami.
-Ciągle tu siedzisz. Jak się nazywa? – wskazałam na klacz
-Kamelia, ale nazywaj ją Siwa tak jak ja.
-Aha
Lily wyszła z boksu, a ja podeszłam do konia, żeby go pogłaskać
Siwa natychmiast skuliła uszy i wyciągnęła szyję, żeby mnie ugryźć. Odskoczyłam w ostatniej chwili.
-Myszko nie wolno – zganiła klcz Lily – Nie gryziemy Mai.
Kameli wyciągnęła głowę tym razem bez agresji, ale z ciekawością. Wysunęłam przed siebie rękę. Klacz powąchała ją i cofnęła głowę.
-No chodź – chwyciłam Lily za rękę – zaraz zacznie się ognisko
Było raczej nudno, nic nowego. Poza tym, że musiałam co chwilę szturchać przyjaciółkę, bo jej wzrok ciągle wędrował w stronę Franka. Mimo to nie chciałam, żeby się kończyło. Chciałam odsunąć od siebie moment zaśnięcia. Wiedziałam, że znowu przyśni mi się ten sam koszmar. Lily odciągająca ode mnie armię potworów i odbiegająca ścigana przez nie. Uratowała mnie. Nienawidzę tego snu. Ale on nawiedza mnie od prawie roku. I jeszcze to dziwne przeczucie, że wkrótce zdarzy się coś złego.


Robert

Nienawidzę tego miejsca. Wszyscy tu wierzą w te brednie o bogach. Najgorsza ze wszystkich jest ta cała Lily. Upokorzyła mnie na oczach Franka. On jest w nią wpatrzony jak w obrazek. Nic tylko ,,Lily to Lily tamto’’. Podczas szermierki, na której nie wiedzieć czemu używano prawdziwej broni, nie odrywał od niej wzroku.
Kiedy siedzieliśmy przy ognisku, a wszyscy wrzucali jedzenie do ognia (cóż za marnotrawstwo) marzyłem tylko o tym żeby się stamtąd wynieść. W końcu nie wytrzymałem i szepnąłem do Franka
-Przestań się na nią gapić
Oderwał od niej wzrok i spojrzał na mnie.
-Ja, ja się nie gapię, ja…
Spojrzałem na niego wymownie
-…no może trochę.
-Ocknij się Frank, chyba nie wierzysz w te wszystkie brednie, które ona opowiada
-Wierzę i to ty powinieneś się ocknąć
Wstał z zamiarem odejścia, ale wpadła na niego Lily. No bo któż by inny.
-Sorry – powiedziała i spojrzała za siebie nienawistnym wzrokiem.
Parę metrów dalej stała Maja z miną niewiniątka i podniesionymi kącikami ust. Frank zaśmiał się.
-Tym razem to ja uratowałem ciebie
-Tak, ale ja uratowałam ci życie, a ty ocaliłeś mnie przed siniakiem.
Uśmiechnął się i objął ja w tali przyciągając do siebie
-Więc muszę jakoś inaczej ci się odwdzięczyć
Jego usta były niebezpiecznie blisko jej ust, musiałem coś zrobić. Frank jest mój i nikt nie ma prawa go tknąć. Na szczęście zostałem wręczony, nad głową Franka rozbłysł jakiś czarny znak, zapewne hologram.
-Witaj Franku, synu Tanatosa- powiedział ten... Jak mu tam...Chejron
-Gratuluję zostałeś uznany- wykrzyknęła Lily i przytuliła go, jednak natychmiast się opamiętała i próbowała się odsunąć jednak... Frank, mój Frank nadal ja obejmował
Nagle usłyszałem zduszony okrzyk
Rozejrzałem się, nad moją głową zawisł jakiś słaby, różowy symbol,  jakiś chłopak w czarnych ciuchach,  nazywał się chyba Nico, cofnął się o krok
-Witaj Robercie, synu Erosa
Nico odwrócił się na pięcie i odbiegł, Lily natychmiast wyswobodziła się z objęć Franka i pobiegła za nim i oboje zniknęli w mroku.
-Myślę że najlepiej będzie jeżeli tymczasowo Frank zamieszka w domku Hadesa, a Robert w domku Afrodyty. - Powiedział centaur, jakby nie zauważając zajścia
Kiwnąłem głową, a syn Tanatosa wpatrywał się w miejsce, w którym zniknęła Lily.
-Opanuj się powiedziałem wygląda na to że ona ma chłopaka
Pokiwał ponuro głową, nagle coś sobie uświadomiłem
-W którym domku będziesz mieszkał -spytałem
- W 13
-A w którym mieszka Lily
-W 13
-A Nico
-W 13
Auć....w oczach Franka widziałem ból, nie powinno go tam być nie powinien cierpieć przez jakąś dziewuchę, powinien być szczęśliwy ze mną...i będzie już  o to zadbam w końcu podobno jestem synem erosa. On chyba był bogiem miłości i namiętności czy coś takiego więc powinno się udać.
***

Następnego dnia spotkałem się z Frankiem na łucznictwie które prowadziła (o zgrozo) Maja.
-I jak - spytałem
-Nijak
I na tym skończył nasza rozmowę.
Kiedy wszedłem do pawilonu jadalnego na obiad zobaczyłem że Nico, Lily i Frank siedzą przy jednym stole i rozmawiają. Syn Hadesa zauważyć mnie i wciągnął powietrze, Lily ściska go za rękę, Frank patrzy na to że smutkiem. Biedny, tak mi go szkoda. Skierowałem się w stronę stolika  Afrodyty. Oczywiście od razu przyczepiła się do mnie Emily, ale postanowiłem ja ignorować owszem jest ładna, ale nie tak jak Frank.






Nico

Nie wierzę, po prostu nie wierzę syn Erosa. Nienawidzę tego boga, nienawidzę wszystkiego co się z nim wiąże. Gdyby nie Lily już dawno byłbym w Kanadzie. Powstrzymała mnie i pomogła mi się uspokoić. To szczęście mieć taką siostrę. Trochę przypomina mi Biancę. W każdym razie kiedy już wróciliśmy do obozu, nawiasem mówiąc Lily potrafi podróżować cieniem, zaprowadziła mnie do Percy'ego mówiąc że najpewniej strasznie się martwił, a sama poszła do Mai mówiąc żebym po nią wpadł kiedy będę wracał.
Pierwsza rzeczą którą  zrobił syn Posejdona kiedy mnie zobaczył było mocne przytulenie.
-Też cię kocham Percy, ale daj mi oddychać- wydyszałem
-Jak mogłeś mi to zrobić - krzyknął - czy ty wiesz jak ja się martwiłem, czy ty zdajesz sobie sprawę...
Przerwał mu pocałunkiem, jak zwykle smakował słono. Objąłem palcami jego szyję, a on położył ręce na moich biodrach i przyciągnął mnie do  siebie. Po jakimś czasie odkleiliśmy się od siebie, a ja ze smutkiem oznajmiłem, że muszę wracać do 13. Cmoknąłem syna Posejdona w policzek a on mnie w czoło i wyszedłem. Poszedłem jeszcze po Lily i wróciliśmy do domku Hadesa przed pójściem spać moja siostra mocno mnie przytuliła, kiedy to robiła ze swojego pokoju wyszedł Frank, w jego oczach widziałem ból. Dobrze go znałem taki sam ból pojawiał się w moich oczach kiedy widziałem Percy'ego i Annabeth, Na szczęście dla mnie była to już przeszłość, a dla niego najwyraźniej nie. On był zakochany w Lily, a mnie odbierał jako konkurencję delikatnie odsunąłem od siebie siostrę, ale ta nachyliła się jeszcze do mnie i szepnęła
-Będzie dobrze
Po czym życzyła nam dobrej nocy i  poszła do swojej sypialni. Po chwili ja również poszedłem spać. Oczywiście jako heros musiałem mieć koszmary. Najpierw mój standardowy koszmar czyli wspomnienia później widziałem cyklopów mówiących coś o rozkazach od nowej pani a potem zaczął się koszmar właściwy:
Szedłem ciemnym korytarzem nagle przed sobą ujrzałem ciało, podszedłem bliżej. Lily.Leżała cała zakrwawiona, nad nią pochylał się Frank. Kiedy mnie usłyszał podniósł głowę i krzyknął
-To twoja wina!!!
Spojrzałem na nieruchome ciało Lily , straciłem kolejna siostre.
Nagle mój wzrok przykuło inne ciało, pobiegłem do niego. Nie nie tylko nie on tylko nie Percy.

Obudziłem się z krzykiem, do mojej sypialni wbiegła Lily, usiadła na moim łóżku i spojrzała na mnie pytająco
-Koszmary - mruknąłem
Pokiwała głową ze zrozumieniem
-Ok?-spytała
-Tak  
-To dobrze - ziewnęła - dobranoc
***
Cały następny dzień chciałem przesiedzieć u Percy'ego, ale mój chłopak wygonił mnie na obiad. Usiadłem przy stoliku Hadesa razem z Lily i Frankiem celowo siadając tak żeby znaleźli się koło siebie.
Kiedy do pawilonu jadalnego wszedł Robert mocno wyciągnąłem powietrze powstrzymuje się przed ucieczka, Lily ścisnęła moja rękę. To dziwne, zazwyczaj dotyk innych ludzi mnie drażnił wyjątkami byli Percy, Hazel i Lily.  Poczułem na sobie wzrok Franka i szybko wyswobodziłem rękę z uścisku siostry. Spojrzała na mnie  pytająco, a ja powiedziałem jej bezgłośnie ,,później'' i wstałem z zamiarem zaszycia się w lesie.
Najpierw jednak wszedłem do trzynastki po gitarę. Kiedy dotarłem do lasu usiadłem na tym samym pieńku co zawsze i zacząłem grać. Nagle poczułem na sobie czyjś wzrok odwrócił się między drzewami stał Will Solace.
-Co ty tu robisz zapytałem
-Spaceruje odparł pięknie grasz masz niesamowity głos załatwię wszystko i jutro zaśpiewasz na ognisku
-Nie
-Dlaczego?
-Ja nie... Ja nie gram publicznie
Syn Apolla podszedł do mnie przyciskając mnie do drzewa
-Jesteś niesamowity, nie wstydź się tego
Patrzył mi w oczy a jego twarz była coraz bliżej mojej
-Will - szepnąłem - ja...
Jego usta dotknęły moich chwilę stałem zszokowany. Nagle usłyszałem szelest liści oprzytomniałem i odetchnąłem go od siebie Rozejrzałem się między drzewami nikogo nie było, ale w powietrzu unosił się słaby zapach oceanu. Percy. Spojrzałem na syna Apolla
-Ty..ty skończony kretynie - jeżeli Percy nas widział to... -Po co to zrobiłeś po co ci to było, chciałeś się pośmiać?
-Nico ja....ja cię
-Daruj sobie dla twojej informacji mam kogoś i ta osoba najprawdopodobniej widziała jak mnie całujesz,  idioto
-Myślałem ze tego chcesz
-To nie myśl tyle bo ci To nie wychodzi
Wkurzony pobiegłem w stronę domku Posejdona
Załomotałem w drzwi
-Percy - krzyknąłem - Percy otwórz
Odpowiedziała mi cisza odbiegłem w stronę areny do szermierki, ale tam również go nie było. Odbiegłem cały obóz i przeszukałem las syna Posejdona nigdzie nie było. I nagle mnie olśniło syn Posejdona jak mogłem wcześniej na to nie wpaść, pobiegłem na plażę. Na piasku leżała zmięta obozowa koszulka, wziąłem ja do ręki i poczułem ten sam zapach który czułem w lesie. Percy widział jak ten kretyn mnie całuje. Po prostu świetnie. Usiadłem na piasku i ukrywam twarz w dłoniach. Jeśli on mi nie uwierzy....nie chcę nawet o tym myśleć.
Spędziłem na plaży kilka godzin, nie zamierzałem się poddać. Będę na niego czekał choćby tydzień.
Słońce już dawno zaszło kiedy syn Posejdona wyszedł z wody. Od razu do niego podbiegłem. On natomiast ruszył w stronę trójki.
Percy krzyknąłem Percy poczekaj
Biegłem za nim on jednak był szybszy pierwszy dobiegł go domku Posejdona i zatrzasnął drzwi.
-Percy, Percy otwórz
Cisza
-Percy.  Otwórz te drzwi.
-Idź stąd Nico.
-Ale daj mi wytłumaczyć
-Dla mnie wszystko jest jasne
-Nie, nie Percy to nie tak
-Jasne - powiedział sarkastycznie - idź już do swojego Willa
-Percy to naprawdę nie było tak  otwórz te drzwi bo z drzwiami wejdę
Naprawdę szykowałem się do wyważenia drzwi. Na szczęście drzwi się otworzyły i stanął w nich syn Posejdona na jego twarzy malował się ból i wściekłość
-Percy - powiedziałem z ulga
-Czego tu jeszcze szukasz?
-Chcę ci wszystko wyjaśnić To nie było tak Ja poszedłem do lasu żeby pograć na gitarze ale on się napatoczył i mnie pocałował od razu go odepchnąłem. Percy ja kocham tylko ciebie nikogo innego jesteś całym moim życiem proszę cię uwierz mi - wyrzuciłem z siebie na jednym wydechu -  uwierz mi
Chwycił mnie w objęcia i mocno przytulił, wtuliłem się w jego nagi tors ( uciekając nie zdążył założyć koszulki). Syn Posejdona podniósł mnie i wszedł do środka zatrzaskując noga drzwi. Odstawił mnie na ziemię i przycisnął do ściany
Jesteś mój i tylko mój i przyzwyczajaj się do tego powiedział i pocałował mnie tak jak jeszcze nigdy mnie nie całował. Jego usta mocno, lecz nie brutalnie wpijały się w moje. Jego biodra przyciskały moje do ściany. Jedną rękę wsunął pod moją koszulkę, a drugą złapał mnie od tyłu za szyję. Podobnie jak ja jego, moja druga dłoń spoczywała na jego torsie. Po chwili Percy pozbawił mnie koszulki i zaczął całować moją szyję. Lekko odchyliłem głowę do tyłu i cicho jęknąłem. Syn Posejdona posuwał się coraz niżej. Nagle przerwało nam pukanie do drzwi. Miałem wielką ochotę zabić tą osobę, a kiedy Percy otworzył drzwi myślałem, że naprawdę to zrobię. W progu stał Robert.
-Czego chcesz? - warknął mój chłopak
-Szukam Franka
-Skąd pomysł, że jest u mnie?
-Znikąd, ale jego - wskazał na mnie - też się tu nie spodziewałem
Po tych słowach wymaszerował z pokoju z nosem podniesionym tak wysoko jakby chciał wyczyścić nim sufit.
-Idiota - mruknął Percy
Przyznałem mu racje, a potem poszliśmy na długi spacer po plaży, a do domków wróciliśmy dopiero, kiedy harpie zaczęły nas gonić.
***
Następny dzień zapowiadał spokojnie. Na śniadaniu Percy i Lily zmusili, mnie żebym coś zjadł. Co ciekawe mają niezwykłą zdolność do przekonywania mnie do rzeczy, których normalnie bym nie robił. Jednak później oboje mieli zajęcia więc zobaczyłem ich dopiero na obiedzie. W między czasie do obozu przybyło dwoje nowych herosów. Dzień jak co dzień. Co ciekawe minął już tydzień od początku wakacji i najwyrazniej nie groził nam koniec świata. Taaaaak pozory mylą. Podczas obiadu Rachel otoczona zielona mgła i nasza wyrocznia przemówiła
Wojny herosi dwie już przeżyli
Lecz na tym cierpień nie zakończyli
Nowe że starym połączyć się musi
Inaczej ciemność na świat powróci
Ten co olimp ocalił i pokonał tytana
I syn podziemia pana
I Ta co w piekle ma dom
i córka magi co ma swój tron
I spadkobierca boga milosci
I ta która słynie ze swej mądrości
I rzymska pretorka udział swój mieć będzie
Lecz w misji brać udział tylko siódemka będzie
Tylko greccy będą to herosi
Ostatniego ojciec życia ludzi kosi

Przepowiedni nowej oczekujcie
Bo cel misji jasny będzie wkrótce

I opadła złapana przez willa
Super kolejny raz mamy ratować świat, po prostu doskonale.
Chejron zabrał głos:
-Herosi wygląda na to że przed chwilą byliśmy świadkami wygłoszonia pierwszej części kolejnej wielkiej przepowiedni, wynika z niej jasno że jej uczestnikami będą
Percy Jackson Nico di Angelo Robert Irvin Frank Lead i Annabeth Chase,  do tego grupowa domki Hekate czyli Maja Carstairs. Pozostaje ustalić tożsamość ostatniej osoby.
Wszyscy milczeli. Nagle moja siostra wstała
-Chodzi o mnie
-Świetnie - powiedział Chejron - czyli wiemy o kogo chodzi i wygląda na to że wkrótce dowiemy się na czym będzie polegało wasze zadanie.
***
Cały dzień zastanawiałem się jaki będzie cel naszej misji. Skupilem się na zdaniu ,,ciemność na świat powróci", wieczorem podzielilem się z siostrą swoimi przemyśleniami
-Nie sądzę - powiedziała - Czemu Nyks miałaby to robić?
 -Lily Nyks to bogini nocy i ciemności. To świetnie do niej pasuje.
-Ale...ale...po co miałaby...
-Nie wiem...bo żyje w Tartarze? Bo nikt jej nie czci? Może mieć tysiące powodów.
-Mhm - chyba jej nie przekonałem
- Siostrzyczko powiedz mi, skąd wiesz że w przepowiedni chodzi o ciebie
-B-bo n-no wiesz Hades to piekło nie? A jedyną córka boga który mieszka w podziemiu jestem ja
Kłamała, ale postanowiłem dowiedzieć się prawdy później
-Aha ok, dobra idź już di Franka
Spojrzała na mnie zdziwiona
- Słucham?
-Oj daj spokój. Widać że ci soe podoba i widać że ty podobasz się jemu
-Jasne
-Możesz mi wierzyć. Wiesz bądź co bądź jestem od ciebie starszy
Podeszła do mnie
-Może, ale to ja jestem wyższa
Rzuciłem w nią poduszka
-Nieprawda to dlatego że twoje buty są wysokie
Na te słowa zarzuciła buty i kazała mi zrobić to samo stanęliśmy do siebie plecami faktycznie była ode mnie wyższa o jakiś centymetr.
-Ha i co mówiłam powiedziała zakładając glany z powrotem jesteś moim małym braciszkiem
Pokazałem jej język i uśmiechnąłem się
-Idź lepiej do Percy'ego
Dałem jej kuksańca w bok ale faktycznie się tam wybierałem 
-Hahaha bardzo śmieszne
-A może chcesz mu wmówić że nie chciałeś tam iść?
-Znasz mnie jak mało kto ,
Wyszczerzyła żeby w uśmiechu
-Idź już do swojego romeo a ja zmykam do Mai
Wyszliśmy razem z trzynastki zamykałem właśnie drzwi kiedy poczułem że Lily sztywnieje odwróciłem się i zobaczyłem to co ona. Na trawie stali Frank i Emily całując się,  w oczach Lily zobaczyłem łzy. Zanim zdążyłem zareagować odbiegła w stronę stajni. W tym samym momencie Frank odepchnął córkę Afrodyty
-Czyś to do reszty zwariowała?
-Ja? Czemu?
-Co ci strzeliło do tej pustej głowy
-Och podobasz mi się Frank
-Och mi też się ktoś podoba i...nie jesteś to ty
- I z tego co wiem to ta osoba widziała was całujących się - wtrąciłem
Spojrzeli na mnie zdziwieni
-Zjeżdżaj stąd Emily warknąłem - nikt nie będzie rozwalal życia mojej siostrze
-No już już dobra do zobaczenia Frank
Wywrócił oczami
-Co miałeś na myśli mówiąc że nas widziała? Nie wiesz o kogo chodzi
-A co może nie chodzi o moją siostrę?
-C-co przecież ty nie masz siostry
-Och przyrodnią, w sumie normalna też mam, nieważne, chodzi o Lily
-Ja, ja
-Oj nie udawaj
-No dobra masz rację ale ona...
- Ona cię lubi chociaż teraz będziesz miał utrudnione zadanie
-Wiem - westchnął
***
Ognisko też zapowiadało się spokojnie. Pfff. Na początku było normalnie oprócz tego że Frank usiłował podejść i pogadać z Lily a ta uciekała przed nim zupełnie jak ja przed Percym. Muszę z nią pogadać. Chciałbym żeby była szczęśliwa.
Nagle Rachel ponownie otoczyła zielona mgła
Herosów dla misji ważnych znacie
Jednak innych wskazówek nie macie
Gdy księżyc pokaże swe pełne oblicze
Do piekła ruszycie
Tam ciemność armię zbiera
Tam noc władze odbiera
Armię jej rozbić musicie
I tym jej plany zniweczycie
Opóźni to wojnę nową
Tego roku nieuniknioną

Wszyscy pobledli piekło chodzi o Tartar. Nie wierzę, nie wierzę że znowu mam tam trafić. Jak mamy tam przeżyć w siedem osób?
Zwołuje nadzwyczajne zebranie dla herosów z przepowiedni. Powiedział Chejron
Nasza siódemka wstała i ruszyła w stronę wielkiego domu.
-Nie ma wątpliwości że chodzi o Tartar powiedziała Annabeth nie ma też wątpliwości, że musimy wyruszyć w pełnię czyli za tydzień.
Lily pobladła
-Oczywiste jest też że to Nyks szykuje się do przejęcia władzy -ciągnęła córka Ateny - to wyjątkowo jasna przepowiednia
-A może wcale nie chodzi o Nyks - odezwała się moja siostra - Czemu miała by to robić ma własny pałac i w ogóle?
Kto tam wie tą sukę.
 Lily wstała trzasnęła Annabeth w twarz odwróciła się na pięcie i wbiegła z sali.



Dadadam. Zacznę od usprawiedliwienia się. Większość tego rozdziału pisałam na telefonie i z góry przepraszam za wszelkie literówki i braki znaków interpunkcyjnych. Mam nadzieję, że się podobało i liczę na kilka komentarzy. Nie ma znaczenia czy dobrych czy złych, byleby były. Wiem, że przepowiednie są beznadziejne, ale tak to już jest jak się je pisze o trzeciej rano, no nieważne.
Ciao kochani :*

wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 4 Nowi

Powracam z nowym rozdziałem. I ostrzegam jak już parę osób mi powiedziało ,,mało Percico w tym Percico". Wprowadziłam kilka nowych wątków. Mam nadzieję, że mimo to wam się spodoba. W następnych rozdziałach będzie więcej Percico. Życzcie mi weny, bo na razie mnie opuściła, więc nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Nie przedłużając (i tak nikt tego nie przeczyta i ja o tym wiem) zaczynamy.

Ten rozdział dedykuję Terra Tartar Tari Nova, która jako pierwsza skomentowała ostatni rozdział.

Percy

Usiedliśmy w kółku. Po mojej prawej usiadł Tyson. Nagle przeszył mnie dreszcz, spojrzałem w lewo. Obok mnie siedział Nico. Kółko było ciasne, więc nasze kolana się stykały. Bogowie jak ja go kocham.
Piper oznajmiła, że jako pomysłodawczyni zacznie grę. Oszczędzę wam opisu całej gry. Wystarczy wiedzieć, że większość uczestników została pozbawiona koszulek, a Emily całowała wszystkich jak leci. Kiedy w końcu dotarła do mnie wyszczerzyła nienaturalnie białe zęby w uśmiechu. I wpiła się mocno w moje usta. Byłem bardzo zniesmaczony podobnie jak Nico, który przy najbliższym wyzwaniu dotyczącym całowania złączył nasze usta w pocałunku. Może to moja wyobraźnia, ale mógłbym przysiąc, że smakował czekoladą. Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy wszyscy patrzyli na nas ze zdziwieniem. Tylko Jason szeroko się uśmiechał.
Teraz to syn Hadesa zakręcił butelką, która wskazała mnie.
-Wyzwanie - powiedziałem bez wahania
-Pocałuj osobę, którą kochasz
Przyciągnąłem do ciebie Nica i pocałowałem go nieco namiętniej niż poprzednio.
Wkrótce wszystkim znudziła się gra, przedtem jednak zaliczyłem parę niezłych pocałunków z synem Hadesa. Alkohol robił swoje, ale ja nie piłem dużo. Chciałem pamiętać całą imprezę. Po skończonej grze wymknąłem się z Nico. Przyparłem go do ściany, a moje usta odnalazły jego wargi. Palce jednej ręki wplotłem w jego włosy, a drugą przyciągnąłem go do siebie. On zarzucił mi ręce na szyję. Po chwili wsunąłem mu rękę pod koszulkę i zacząłem gładzić do po plecach. Straciłem poczucie czasu, mógłbym spędzić w jego objęciach całe życie. Kto by pomyślał, że syn Hadesa tak świetnie całuje. Po jakimś czasie (naprawdę nie wiem ile minęło) wróciliśmy do środka tylko po to by po chwili pożegnać się i pójść do trójki. Nico jest najlepszy. Kocham go. Ostatnio często to powtarzam, ale taka jest prawda. Jestem Percy Jackson, syn Posejdona i zakochałem się w synu Hadesa, Nico di Angelo.


Nico

Obudziłem się dosyć późno. Skąd to wiedziałem? Było bardzo jasno. To właśnie mi nie pasowało, w trzynastce zawsze było ciemno. Rozejrzałem się. Byłem w domku Posejdona, a na plecach czułem przyjemne ciepło pochodzące od ciała śpiącego Percy'ego. Przypomniałem sobie zdarzenia z poprzedniego dnia, najlepszego dnia mojego życia. Pomyślałem jego wyznaniu w lesie. Nadal nie mogę w to uwierzyć. On mnie kocha, on mnie naprawdę kocha. Powoli się odwróciłem i wtuliłem twarz w nagą pierś syna Posejdona. On pachnie jak ocean. Zdałem sobie sprawę, że ja też nie mam na sobie koszulki. Pamiętałem jednak, że mimo iż każdy atom mojego w moim ciele pożądał jego ciała, do niczego nie doszło. Nie jestem osobą, która pierwszego dnia związku pakuje się komuś do łóżka. Objąłem mojego chłopaka w pasie. Percy mruknął i otworzył te swoje piękne oczy. Uśmiechnął się po czym szepnął
-Cześć słońce, jak ci się spało?
-Świetnie.
-Cieszę się - powiedział po czym musnął ustami moje wargi i przyciągnął mnie do siebie
-Kocham cię - szepnąłem
-Ale ja ciebie bardziej
Już miałem mu wytłumaczyć, że to niemożliwe, kiedy tę cudowną chwilę przerwał nam krzyk:
-Frank! Uważaj!
Wyskoczyliśmy z łóżka. Złapałem swoją koszulkę i wciągnąłem ją na siebie. Porwałem swój miecz, a mój chłopak odetkał swój śmiercionośny długopis. Razem wybiegliśmy przed domek trzeci. W stronę obozu biegło dwóch chłopaków ściganych przez mantikorę. Ruszyliśmy w ich stronę, ale w tym momencie dobiegła do nich Lily. Chcieliśmy jej pomóc, ale zanim dotarliśmy do córki Persefony ta zdołała już pokonać mantikorę. Odwróciłem się w stronę Percy'ego i natychmiast kazałem mu wracać do trójki. Mój chłopak nadal nie miał na sobie koszulki.


Lily

Mantikory są wymagającymi przeciwnikami. Ale wbrew pozorom ja umiem walczyć i to lepiej niż większość herosów. I ja się nie przechwalam, takie są fakty. To ja przyprowadziłam do obozu Susan, Jamesa i Briana. W każdym razie, kiedy z potwora został już tylko pył przyjrzałam się chłopakom, których uratowałam. Byli swoimi całkowitymi przeciwieństwami. Pierwszy z nich wyglądał...strasznie. Był chudy. Miał na sobie jeansy, T-shirt ze SpongeBob'em  i koszule w kratę. Włosy koloru słomy były przylizane (o zgrozo) żelem. Drugi był po prostu...ach...no po prostu był. Mocno zbudowany, nosił jeansy, czarny T-shirt i glany. Miał dłuższe niż jego towarzysz, czarne włosy, które niesfornie opadały mu na czoło. Obaj wpatrywali się we mnie zszokowani.
-Łał...niezły miecz - powiedział ciemnowłosy - To ksiphos prawda? Ale co to za metal?
-Frank, ta dziewczyna właśnie zabiła.....to coś. A ty pytasz z czego jest ten miecz?!
-Przestań Robert. Nigdy nie widziałem takiego metalu, ok? Ale fakt należą nam się wyjaśnienia.
Wtedy zrobiłam coś co robiłam bardzo rzadko - roześmiałam się. Po prostu stałam i zanosiłam się śmiechem, a oni patrzyli na mnie jak na wariatkę. Po chwili się uspokoiłam, spojrzałam na nich i powiedziałam:
-Przepraszam. Nazywam się Lily. Witajcie w Obozie Półkrwi. Jest to miejsce w którym szkolimy do walki z potworami.
Popatrzyli na mnie ze zdziwieniem. Westchnęłam.
-Znacie mitologię grecką? - przytaknęli - To nie są mity, to prawda. Bogowie olimpijscy istnieją i czasami mają dzieci ze śmiertelnikami. To właśnie herosi, których tu szkolimy i do których należycie.
-A ty czyją jesteś córką? - zapytał Frank
-Persefony - mruknęłam
Nie lubiłam mówić o mojej matce.
-Och, daj spokój - powiedział Robert - Nie rób z nas idiotów. Bogowie olimpijscy i potwory? Proszę cię to żałosne.
-A to co was przed chwilą goniło to niby był króliczek wielkanocny?
-Nie wiem co to było. Może hologram albo coś w tym stylu. Czy tu gdzieś jest ukryta kamera?
-Słuchaj, nie chcesz to nie wierz. Może nas opiekun - Chejron da radę cię przekonać. Albo nasz dyrektor Dionizos.
-Próbujesz mi wmówić, że macie tu boga.
-Tak
Byłam wściekła. Ale musiałam się uspokoić. Dopiero tu przyjechałam, a skoro jest tu Maja nie chcę już wyjeżdżać. A zawsze kiedy tracę nad sobą kontrolę muszę to robić. Ale z drugiej strony jako heros mogę się troszkę pobawić. Niebo pociemniało jakby przesłoniły chmury, ale niebo było czyste.
-C-co się dzieje? - Robert otwierał szeroko oczy
Trawa wokół moich nóg zrobiła się ciemnofioletowa i wystrzeliły z niej kwiaty o kamieniach szlachetnych zamiast płatków. Cienie zaczęły gromadzić się wokół mnie. Moje włosy stały się fioletowe. Z tym ostatnim to się zagalopowałam, ale trudno.
Niedowiarek patrzył na mnie przerażony.
-Co to za sztuczki? Czy my jesteśmy w ukrytej kamerze?
Teraz naprawdę mnie wkurzył. Jak można być tak ograniczonym? Przecież podtykam mu dowody pod nos. Straciłam kontrolę. Moje oczy były żółte, a żyły zaczęły czernieć. Nie. Muszę się uspokoić. To nie może się stać, nie teraz, nie przy nich. Na szczęście odezwał się Frank:
-Spokojnie, on nigdy w nic nie wierzy. Ale chyba go przekonałaś - uśmiechnął się
No i jak tu się złościć, gdy patrzysz na kogoś takiego.
-Mam nadzieję - odpowiedziałam - Chodźcie zaprowadzę was do Chejrona. Niestety Pan D. został wezwany na Olimp - uniosłam kąciki ust, w sumie nic nie mam do boga wina, ale mógłby przestać nazywać mnie Lola Weasley - A odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie, to jest Stygijskie Żelazo. Mam też sztylet z Niebiańskiego Spiżu i spathę z Cesarskiego Złota.
Frank patrzył na mnie z fascynacją i zdziwieniem. Ludzie zwykle się dziwią, że mam tyle broni. Bo żeby nie było w domu mam pokaźną kolekcję sztyletów, toporów, włóczni i różnego rodzaju mieczy.
Ale tej kolekcji używam tylko w wyjątkowych sytuacjach. No cóż jednak duży wpływ ma na człowieka przebywanie z...nieważne.
-Co to za metale?
-Jedyne, które mogą zabijać potwory.
-Nieźle
Uśmiechnęliśmy się do siebie. Robert patrzył na nas jak na wariatów, nie przejmując się tym zaczęliśmy dyskutować o skuteczności różnych rodzajów broni. Tak wiem mam dziwne zainteresowania. Robert milczał. W końcu dotarliśmy do Wielkiego Domu. Chejron wszystko dokładnie im wyjaśnił i kazał mi oprowadzić ich po obozie. Zaczęłam od pokazania im wszystkich domków. Robert co chwilę prychał. Moje włosy były czerwone i to bynajmniej nie z mojej woli, oczy żółte, a żyły czarne. Na szczęści szłam przed nimi, więc widzieli tylko moje włosy. Kiedy przechodziliśmy koło domku Hekate wybiegła z niego dziewczyna z warkoczem. Maja krzyknęła:
-Nienawidzę cię
I rzuciła się na mnie ze sztyletem. Żeby było fair nie wyciągnęłam miecza. Chwilę walczyłyśmy na sztylety, po czym moja jedyna przyjaciółka mnie przytuliła
-Jesteś głupia - powiedziała
-Też cię kocham - uśmiechnęłam się
Na jej widok złość od razu mi przeszła. To była jedyna osoba, która potrafiła mnie uspokoić.
-To jest Maja, córka Hekate - przedstawiłam przyjaciółkę - A to Frank i Robert
-Wpadłeś do oleju? - spytała
Ja i Frank wybuchnęliśmy śmiechem, a Robert spojrzał na nią ze złością i powiedział:
-Ty się w ogóle nie odzywaj. Jesteś niezrównoważona. Przed chwilą chciałaś ją zabić - tu wskazał na mnie - A teraz stoisz tu i nas obrażasz. Jesteś...
Nie dowiedziałam się co chciał powiedzieć, bo z ziemi wyskoczyły szkielety drobnych zwierząt, a jego koszula zmieniła się w węże, które złowrogo zasyczały. Robert wrzasnął i zrzucił z siebie koszulę i odbiegł w stronę domku Hermesa. Drugi chłopak patrzył na nas przerażony, spojrzałyśmy na siebie i wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem. Po chwili dołączył do nas Frank. Kiedy się uspokoiliśmy powiedziałam:
-Chodź Frank, wybierzemy ci jakąś broń.
-To ja was zostawiam - powiedziała Maja
-Okay, przyjdź do mnie potem. Będziemy miały cały domek wolny, Nico pewnie będzie u Percy'ego.
My dwie w przeciwieństwie do innych prawie nie piłyśmy, więc pamiętałyśmy całą imprezę. Uśmiechnęłam się do niej i poprowadziłam Franka do zbrojowni.





Tak więc...rozdział miał być dłuższy, ale nie zdążyłam. Chciałam przesłać rozdział już dzisiaj, bo jutro mogę nie mieć okazji. Wiem, że nie ma tu prawie nic o Percy'm i Nico, ale Lily jak później zobaczycie jest ważną postacią. Przepraszam, że was rozczarowałam. Następny rozdział będzie lepszy, będzie się działo. Mam nadzieję, że mimo wszystko ktoś będzie nadal czytał moje ff. Jeszcze raz przepraszam, ale naprawdę chciałam wstawić to dzisiaj, a nie w piątek.
Ciao :*

niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 3 Bitwa o sztandar

Ok no to tak. Ogromne dzięki za komentarze. Mówiąc szczerze nie sądziłam, że komuś spodobają się moje wypociny. Jesteście wielkie <3 No dobra dalej jadę na mojej pozytywnej energii i staram się zapomnieć, że pewna ważna dla mnie osoba jest teraz we Włoszech i nie ma internetu. Kolejny rozdział, który był gotowy już dawno temu. No i teraz mam czas i chęci żeby go wstawić, bo mam wolny tydzień (no prawie). Dobra ja się tu rozpisuje, a i tak nikt tego nie przeczyta. Tak więc...


Ten rozdział dedykuję amelii kubiak i Apollina Lyra Archspan (przepraszam nie mam pojęcia jak to odmienić ), czyli moim pierwszym komentatorkom.

Nico

Idiota, idiota, idiota! Co ja najlepszego zrobiłem? Nie wytrzymałem. On tam stał i wyglądał tak uroczo. Nie mogłem się powstrzymać. Wstałem, podszedłem do niego, przyciągnąłem do siebie i pocałowałem. Po chwili odepchnąłem go i rozpłynąłem się w cieniu. Przeniosłem się do trzynastki i próbowałem zebrać myśli.


Percy

Nico...to imię nie chciało wyjść z mojej głowy, kiedy wracałem do domku trzeciego. Ten pocałunek...zawsze myślałem, że Nico mnie nienawidzi, a tu proszę. Sam nie wiem co o tym myśleć, to dziwne, ale w sumie to nawet mi się to podobało. Było zupełnie inaczej niż z Annabeth, syn Hadesa całował mnie zupełnie szczerze...bezwiednie dotknąłem warg dłonią. Bogowie co się ze mną dzieje, czyżbym ja się...nie to niemożliwe...Czyżbym ja się w nim...Z rozmyślań wyrwał mnie krzyk Grover'a:
-Percy!!!
Spojrzałem w tamtą stronę, mój przyjaciel i jakaś nieznana mi dziewczyna biegli ścigani przez dwoje cyklopów. Dobyłem Orkana i już po paru minutach z potworów został popiół. Przyjrzałem się dziewczynie, miała koszule w kratę, ciemne jeansy i Martensy. Na szyi zawiesiła naszyjnik z wąsami, a długie, brązowe włosy zaplotła w warkocz leżący jej na ramieniu. Ogólnie rzecz biorąc była bardzo ładna i na oko mniej więcej w wieku Nica. Nie wiedzieć czemu trochę mnie to zmartwiło.
-Cześć, jestem Maja - powiedziała
-To jest Percy Jackson. Ten, o którym ci opowiadałem - zabeczał Grover - Dzięki za ratunek Percy
-Takie życie herosa - uśmiechnąłem się
-Mógłbyś ją zaprowadzić do Chejrona? Jeśli się spóźnię Kalina mnie zabije, mee
-Jasne, biegnij. Nie chcę stracić kumpla.
-Dzięki - powiedział i odbiegł
-Chodź - rzuciłem do Mai  i ruszyłem w stronę Wielkiego Domu.
Kiedy szliśmy dziewczyna rozglądała się po obozie ze zdziwieniem i zachwytem w oczach, a ja nadal myślałem o Nico. Próbowałem zrozumieć co się właściwie stało i co czuję. Syn Hadesa zawsze był dla mnie kimś ważnym. Teraz moje braterskie uczucie zamieniło się w coś innego, w coś poważniejszego i głębszego. Zakochałem się w Nico. Kiedy to do mnie dotarło przystanąłem. Ja. Go. Kocham. Jak mogłem tego wcześniej nie zauważyć.
-Jak? - szepnąłem
-Yyy...Percy? - powiedziała Maja - Wszystko w porządku?
-T-tak...idziemy
Już po chwili byliśmy pod Wielkim Domem, zaprowadziłem ją do Chejrona. Ten wyjaśnił jej to czego Grover nie zdążył, a następnie kazał mi oprowadzić ją po obozie. Byłem zły, chciałem znaleźć Nica i wyznać mu co czuję. Ale nie, musiałem oprowadzać jakąś piętnastolatkę. Ghh...Szybko pokazałem jej najważniejsze miejsca w obozie i zaprowadziłem ją do zbrojowni, gdzie wybrała sobie łuk, kołczan i sztylet. Na koniec zaprowadziłem ją do domku Hermesa i ruszyłem na poszukiwanie Nica.
***
Szukałem go cały dzień. Nie było go w trzynastce, nie znalazłem go też w lesie. Szukałem wszędzie. Syn Hadesa po prostu zapał się pod ziemię. W sumie...naprawdę mógł to zrobić.
Zobaczyłem go dopiero na ognisku. Siedział na uboczu, a gdy próbowałem do niego podejść odchodził dalej. W końcu rozpłynął się w cieniu. Stałem wpatrując się w miejsce, w którym zniknął Nico, kiedy usłyszałem głos Chejrona:
-Witaj Maju, córko Hekate.


Lily

Cały wtorek przesiedziałam w domku Hadesa rozmyślając o moim życiu. O wszystkim co się do tej pory stało. Zwłaszcza o tym ostatnim roku. Chciałabym o nim zapomnieć. Ale nie mogę. Niestety.
A tak na marginesie Nico gada przez sen. A raczej powtarza w kółko jedno imię: Percy.
W środę postanowiłam wyjść do ludzi. Szłam przez pawilon jadalny w stronę mojego stolika, kiedy usłyszałem krzyk:
-Lily!!!
Odwróciłam się. W moją stronę biegła dziewczyna o brązowych włosach zaplecionych w warkocz. Nie mogłam uwierzyć. Ale to naprawdę była ona. Zaczęłam biec w jej kierunku i już po chwili mocno mnie przytulała.
-Maja - szepnęłam
-Lily, myślałam, że już cię nie zobaczę. Ale i tak jesteś głupia.
Roześmiałyśmy się. Spędziłyśmy razem cały dzień.
W czwartek do trzynastki wparował Percy szukając Nica. Jednak mój brat teleportował się cieniem dosłownie sekundę wcześniej. Ostatnio unikał syna Posejdona jak ognia. Zmusiłam go żeby opowiedział mi co się stało. Biedny chłopak. Ale teraz mam dowód, że byliby doskonałą parą.


Nico

W ciągu ostatnich dni skutecznie unikałem Percy'ego. Nie byłem w stanie spojrzeć mu w oczy, w te piękne morskie oczy. W czwartek do obozu dołączyła dziewczyna, jak się później okazało córka Afrodyty, która próbowała mnie poderwać. Przestała kiedy z lasu wyskoczył szkielet wiewiórki i rzucił się na nią.
***
Kiedy obudziłem się następnego dnia miałem ochotę natychmiast zapaść się pod ziemię. Dzisiaj miała się odbyć bitwa o sztandar, czyli nie będę mógł dłużej unikać syna Posejdona. Do obiadu siedziałem w domku słuchając muzyki, grając na gitarze i myśląc o moich uczuciach do Percy'ego. Zadurzyłem się w nim kiedy miałem 10 lat. Kocham go już pięć długich lat. Przez ten czas moje uczucie nie osłabło, a wręcz przeciwnie pogłębiło się. Próbowałem go znienawidzić, ale nie potrafiłem. A teraz nie mogę mu nawet spojrzeć w oczy. Co ja zrobiłem? Co ja najlepszego zrobiłem?


Percy

Dzisiaj Nico już mi nie ucieknie. Dzisiaj wszystko się ułoży. Z tymi myślami udałem się na śniadanie. Nie było na nim syna Hadesa, ale on często opuszczał śniadania. Później miałem wolne, więc jak zwykle poszedłem na plażę. Wszedłem do wody i wyszedłem dopiero po dwóch godzinach. Byłem suchy więc postanowiłem się przejść po lesie. Kiedy mijałem strumień natknąłem się na Grover'a. Już przy ognisku powiedział mi o podsłuchanej rozmowie dwóch cyklopów. Mówili o szykującej się wojnie i nowej Pani. Teraz kłócił się z Kaliną.
-Kochanie muszę iść
-Nie prawie cię tu nie ma, tęsknię za tobą
-Kalino, czeka nas nowa wojna, a ten heros może nam pomóc
-Nie...
-Posłuchaj, kocham cię. Ale muszę go odnaleźć. Wrócę w sierpniu, obiecuję.
-Ja też cię kocham Grover, ale martwię się o ciebie i...i boję się, boję się, że cię stracę.
-Wrócę jak zawsze
Przytulił ją i pocałował, a ona odeszła do swojego drzewa. Podszedłem do niego i rozmawialiśmy aż do obiadu. Potem poszliśmy do pawilonu jadalnego i usiedliśmy przy stoliku Posejdona, po chwili dołączył do nas Tyson. Spojrzałem w stronę stolika Hadesa, siedziała tam tylko Lily. Trochę mnie to zaniepokoiło. Na szczęście tuż przed rozpoczęciem bitwy pojawił się Nico. Posejdonie, jaki on jest piękny. Czarne włosy opadały na jego blade czoło. Brązowe oczy patrzyły smutno w przestrzeń. Poczułem kłucie w sercu, to przeze mnie cierpiał. Ale ja to naprawię.
Chejron przypomniał nam zasady panujące podczas bitwy o sztandar. Wprowadził też nową zasadę specjalnie dla Nico - żadnych podróży cieniem. Uśmiechnąłem się. Tak, syn Hadesa z całą pewnością mi nie ucieknie.
***
Byliśmy w lesie i usłyszeliśmy dźwięk rogu. Razem z Nico ruszyliśmy po sztandar. Syn Hadesa szedł kilka metrów ode mnie uporczywie unikając patrzenia w moją stronę. Powoli zacząłem zmniejszać odległość między nami. Kiedy dzieliło nas już tylko kilka centymetrów szepnąłem:
-Nico
Odskoczył ode mnie jak oparzony, ale ja zdążyłem złapać go za nadgarstek.
-Puść mnie Percy - krzyknął
-Nico...
-Puść mnie!
-Ale Nico posłucha...
-Nie to co się wtedy wydarzyło to...
-Nico...
-...nie powinno się zdarzyć. Ja...
-Nico...
-...poniosło mnie. Prze...
-Nico! - krzyknąłem
Zamarł w pół słowa.
-Nie przepraszaj
-Ale...ale ja...
Złapałem go za drugi nadgarstek i przycisnąłem do drzewa. W jego oczach widziałem strach.
-Percy...j-ja...
Zamknąłem mu usta pocałunkiem. Po chwili Nico go oddał. To był bez wątpienia najlepszy dzień mojego życia. Usta Nica były idealne. To o tych doskonałych wargach śniłem przez ostatnich kilka dni. Objąłem go w pasie przyciągając do siebie, a on objął rękoma moją szyję. Nie wiem jak długo tak trwaliśmy. Mogły minąć sekundy, minuty, a nawet godziny. Liczył się tylko on. Jego usta, jego włosy, w które w pewnym momencie wplotłem palce. Jego biodro, na którym oparłem drugą rękę. Jego ręce oplatające moją szyję. Jego klatka piersiowa stykająca się z moją. Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy oboje dyszeliśmy ciężko.
-Kocham cię Nico di Angelo - szepnąłem - Kocham cię najbardziej na świecie
W jego oczach zobaczyłem łzy.
-Co się stało?
-Po prostu się boję. Boję się, że to tylko sen i zaraz się obudzę.
-Nie martw się jestem przy tobie i nigdy cię nie opuszczę - powiedziałem i mocno go przytuliłem - Nigdy - szepnąłem - Ale teraz już chodźmy po ten sztandar, bo jeśli czerwoni wygrają, Leo nas zabije.
Złapałem go za nadgarstek i pociągnąłem za sobą. Przez chwilę szliśmy w milczeniu trzymając się za ręce. Nagle syn Hadesa przystanął.
-Percy - powiedział powoli
-Hm? - mruknąłem przyglądając się jego oczom, miały kolor gorzkiej czekolady
-Nie mówmy nic o nas. Przynajmniej na razie.
-Wstydzisz się mnie? - spytałem ze smutkiem
-Nie, bogowie, Percy nie. Po prostu ludzie są pełni uprzedzeń. Ze mną i tak nikt nie rozmawia. Ale ty...ty jesteś bohaterem, wszyscy cię uwielbiają. Nie chcę tego niszczyć - powiedział spuszczając głowę
Podniosłem palcami jego brodę zmuszając go żeby spojrzał mi w oczy i musnąłem ustami jego wargi.
-Niczego nie psujesz Nico - pogładziłem kciukiem jego policzek - Zrobię dla ciebie wszystko. Ale skoro uważasz, że tak będzie lepiej...
-Syn Hadesa mocno mnie przytulił.
-Kocham cię - szepnął
-Ja ciebie też - uśmiechnąłem się - ale jeśli się nie ruszymy to Leo nas zabije i nie będziemy mieć czasu żeby się sobą nacieszyć
Niechętnie się ode mnie odsunął, wspiął się na palce i cmoknął mnie w policzek.
-Chodź Jackson - powiedział - odbierzemy sztandar i utrzemy nosa tej głupiej Annabel
-Annabeth
-Przecież wiem. A ty czemu jej tak bronisz? - zabawnie podniósł jedną brew
-Bo nie chcę żebyś zachowywał się jak Pan D. - cmoknąłem go w czoło - Dionizos niespecjalnie mnie kręci.
Dał mi kuksańca w bok, po czym odbiegł krzycząc żebym go gonił. Dobiegłem do niego i chwyciłem go za rękę. Rozdzieliliśmy się dopiero, gdy zobaczyliśmy czerwony sztandar. Strzegła go Annabeth. Nachyliłem się do Nica i opowiedziałem mu swój plan.
Kiedy zobaczyłem, że syn Hadesa jest już po drugiej stronie polanki, na której przeciwna drużyna wbiła swój sztandar, wyszedłem zza drzew.
-Ann
Córka Ateny odwróciła się w moją stronę, a Nico złapał sztandar i zaczął się skradać w stronę sztandaru.
-Czego chcesz Percy?
-Chciałem ci tylko powiedzieć...
Annabeth ruszyła w moją stronę, a syn Hadesa złapał sztandar i ruszył biegiem w stronę strumienia. Moja była dziewczyna była teraz ledwie dwa metry ode mnie.
-...że moja drużyna wygra - krzyknąłem, wyminąłem ją i ruszyłem za Nico.
Po chwili dogoniłem go i śmiejąc się razem przeszliśmy przez strumień.
***
Siedziałem na kanapie w domku Zeusa. Przed ogniskiem do obozu przybył Jason. Kiedy usłyszał, że wygrała drużyna, w której była większość jego przyjaciół, postanowił zorganizować imprezę. Z pomocą tej córki Hekate, którą uratowałem, jak jej tam...Mai urządził domek naprawdę fajnie. Pod ścianami stały kanapy i stoły z napojami i jedzeniem. Na suficie wisiała mini kula dyskotekowa, a w rogu stała maszyna do dymu.
Wkrótce zaczęli przychodzić goście. Piper, Tyson, Ella, Lily, Leo, Brian, Will, Susan, Annabeth. Ta ostatnia wyglądała na nieźle wkurzoną. Ja jednak czekałem na kogoś innego. I w końcu się pojawił. Wyglądał niesamowicie. Był cały ubrany na czarno, a na palcu miał czarny pierścień z czaszką. Czarne włosy opadały mu na czoło, przysłaniając oczy koloru czekolady, które patrzyły na mnie. Nico uśmiechnął się do mnie i usiadł po drugiej stronie pokoju. Po chwili dosiadł się do mnie Tyson, który następnego dnia miał wyjechać. Mój brat zaczął mi opowiadać o życiu w pałacu Posejdona i żalić, że rzadko widuje się z Ellą. Słuchałem go, ale mimo to ciągle zerkałem w stronę Nica. A on nie pozostawał mi dłużny. Wpatrywał się we mnie tymi swoimi pięknymi oczami. W pewnym momencie podeszła do niego jakaś blondynka od Afrodyty i zaczęła z nim flirtować. Zacisnąłem dłonie w pięści. Miałem ochotę podejść do syna Hadesa i pocałować go na oczach tej dziewczyny. Nico jest mój.


Nico

Cały czas patrzyłem na Percy'ego, który jak zwykle wyglądał niesamowicie. W jeansach, niebieskim T-shircie i trampkach tego samego koloru było mu naprawdę do twarzy. Nie oderwałbym od niego wzroku nawet na chwilę gdyby nie dosiadła się do mnie ta nowa od Afrodyty.
-Hej - zagadnęła - Ostatnio nie miałam okazji się przedstawić. Jestem Emily, Emily Johnson. A ty?
Milczałem.
-Halo. Ziemia do przystojniaka.
Westchnąłem, po czym mruknąłem.
-Nico di Angelo
-Di Angelo...ładnie, ale nie wyglądasz na aniołka. Chociaż w sumie lubię niegrzecznych chłopców - uśmiechnęła się
Zmierzyłem ją wzrokiem. Była całą ubrana na różowo i złoto. Blond włosy spięła w wysoki kok. Może i była ładna, ale przy Percy'm....
Przysunęła się bliżej.
-Wiesz naprawdę mi się podobasz.
-Nie obraź się, ale mam kogoś
-Ooo...wyglądała na rozczarowaną - gdyby wam jednak nie wyszło to wiesz gdzie mnie szukać
Wstała, uśmiechnęła się i ruszyła w stronę Percy'ego. Westchnąłem. Naprawdę jej nie lubię.


Percy

Widziałem jak blondi odchodzi od Nica i rusza w moją stronę.
-Hej - powiedziała - Nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać. Jestem Emily Johnson, córka Afrodyty.
-Percy Jackson, syn Posejdona
-Naprawdę? - powiedziała - Czy to nie ty pokonałeś Kronosa i walczyłeś z Gają?
-Ja - mruknąłem
-Łał...to niesamowite. Jesteś taki dzielny, a do tego przystojny.
-Dzięki, ale chciałbym pogadać z moim bratem, bo jutro wyjeżdża - wskazałem na Tysona
-To...to jest twój brat?
-Tak masz z tym jakimś problem?
-Nie, skąd. Może byśmy się gdzieś jutro wybrali? Skoro twój...brat wyjeżdża.
-Sorry, ale mam kogoś
-Czemu wszyscy przystojniacy są zajęci - pokręciła głową i odeszła
Wróciłem do rozmowy z Tysonem i patrzenia na Nico.
***
Po dwóch godzinach impreza zaczęła się rozkręcać. Była to głównie zasługa alkoholu. Piper oznajmiła, że zaczynamy grę w butelkę.



Da da dam.
Ok, nie jestem dumna z tego rozdziału , ale mam nadzieję, że nie rozczarowałam was za bardzo. 
Dobrze wiem, że było za dużo dialogów. Przepraszam...
Mam nadzieję, że mimo wszystko podobało wam się chociaż trochę.
Ciao kochani :*